Grażynian Januszanu








Bardziej skomplikowane od związków chemicznych, są tylko związki międzyludzkie.




Maile od Czytelniczki


Cześć, chciałam się Ciebie zapytać, jak radzisz sobie z samotnością? W sensie, co robisz, żeby czuć się dobrze sama ze sobą, gdy coś... Robisz? Wiem, to może głupie pytanie, ale sprawiasz wrażenie ogarniętej osoby i pomyślałam, że warto by było się spytać. Mam narzeczonego, ale nie potrafię nic zrobić bez niego, strasznie się nudzę, boję się sama spać itp. Mam wrażenie, że jestem nudna :(

Hej. Ostatnio byłam ogarnięta, gdy gotowałam wrzątek i go nie przypaliłam, ale spróbuję pomóc. Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć, bo w sumie musiałam przejść w życiu bardzo długi proces, aby móc zostać sama w domu i cieszyć się tym. Zawsze wokół mnie było dużo ludzi, czy rodzina, czy facet, więc samotność, nawet taka na chwilę, była dla mnie synonimem nieszczęścia. Wiesz co mi między innymi pomogło? Pasje, rozwijanie pasji. Pisanie, czytanie, blog, gry komputerowe, rysowanie, filmy, seriale, różne rzeczy. Masz jakieś pasje? Jeśli tak, to czy Twój narzeczony wspiera Cię w ich rozwijaniu?

Kocham fotografię, więc to by było przydatne w prowadzeniu bloga . Hmm, jeśli chodzi o mojego narzeczonego, to szczerze mówiąc mało rozmawiamy. Jego interesuje sport i polityka, a mnie kompletnie nie. Myślałam, że to przez to że razem pracujemy i za dużo czasu że sobą spędzamy, ale my po prostu jesteśmy kompletnie różni. Jego rodzice też tak mają i mimo to są szczęśliwi... Ja co prawda wyobrażałem sobie, że będziemy mieli wspólne pasję czy coś, ale niestety tak nie jest. Cicho liczę że to się zmieni, ale sama nie wiem. Ślub za 3 miesiące, a ja mam cały czas koszmary z tego powodu.

Nie zmieni się. Będzie tylko gorzej. Wybacz, że Ci to piszę, ale nie będąc z Tobą szczerą i zapewniając, że wszystko będzie dobrze, utwierdziłabym Cię w błędnym przekonaniu. Sam fakt, że piszesz do obcej osoby w internecie, zamiast z nim pogadać pokazuje, jak bardzo jest źle. Chyba, że próbowałaś ten temat z nim poruszyć?

Zazwyczaj, gdy się spotykamy, to on rozmawia z moją rodziną, albo siedzi w telefonie. Ze mną nie za bardzo. Ja nie wiem czy da się to zmienić, ale to mnie unieszczęśliwia. Nawet jak razem gdzieś wychodzimy, to też skupia cała uwagę na innych ludziach.
Jest też taka kwestia, że on uważa mnie za osobę niemądrą. nieoczytaną. Może nie wiem wszystkiego, ale po prostu nie interesuje się tym, co się dzieje na świecie i historią, bo taka już jestem. A on mnie za to krytykuje i się że mnie śmieje :/ Nie uważam, aby było to coś złego, zwłaszcza, że on jest w tym wszystkim alfą i omegą.

Widzę tylko jedno rozwiązanie - powiedzenie mu tego wszystkiego, co mi napisałaś. Jeśli nie jesteś w stanie tego powiedzieć w cztery oczy - napisz to na kartce i daj mu tę kartkę. On musi wiedzieć, jak bardzo Cię to wszystko dołuje. Jeśli masz związać się z tym gościem na resztę życia, podejrzewam, że chciałabyś być z nim szczęśliwa. Jak można być szczęśliwym z kimś, kto się z Ciebie śmieje, kto Cię dewaluuje? Nie żyjemy w średniowieczu - małżeństwo nie może być pustym układem, działającym na zasadzie "bo łatwiej kogoś mieć". Nie jest łatwiej, jeśli w ogóle do siebie nie pasujecie. Jeżeli chcesz cokolwiek z tym mężczyzną kontynuować, musicie się odnaleźć, znaleźć wspólny język, rozmawiać. On musi wiedzieć, że Cię rani, a Ty musisz kategorycznie nie wyrażać zgody na to, co napisałaś wyżej. Na początku spytałaś mnie o samotność - koniecznie pielęgnuj swoją indywidualność. Wychodź z domu sama, choćby na zakupy, z koleżanką na pogaduchy, na imprezę. Przy takim problemie, najlepiej w ogóle będzie, jak dasz jakiejś bliskiej osobie przykaz, by Cię do takich samodzielnych przedsięwzięć mobilizowała. Jeśli masz taką możliwość, zatrudnij się w innej pracy, aby z nim nie pracować, to też pomoże. Odnajdź w sobie dobre strony. Ja widzę, że masz super figurę i włosy, ale Ty znasz siebie znacznie lepiej. - bądź świadoma swoich cech fizycznych i psychicznych. Gdy dobrze poczujesz się sama ze sobą, będzie Ci łatwiej.
Musisz sygnalizować swoje potrzeby, dawać znać, że jesteś ważną częścią tego związku. Musicie w końcu mieć też jakąś wspólną przestrzeń - chodzić na siłownię, robić razem zdjęcia, podróżować, czytać, cokolwiek. Proponowałaś mu jakieś wspólne rozrywki?

To nie takie proste. Twoje rady są świetne, ale nie wiem jak je wprowadzić w życie. Bo ja mu proponowałam wiele rzeczy. Od podróży z plecakiem, po sporty, ale on wszystkiego mi odmawia. I nart, i spacerów, i podróży. i siłowni. Wszystkiego. Nigdy nie ma czasu. wiecznie zmęczony. Ale żeby chodzić na crossfit, to ma czas i siłę, heh. Nie wiem jak to zmienić, bo ja wyciągnęłam rękę, ale on nie chce. Masz na to rady? Ja dostawałam takie, że powinnam w takim razie sama się rozwijać, a on zobaczy, co traci. (...) Wybacz, że się tak użalam, ale jestem bezradna. Bo zależy mi, aby to pociągnąć, bo nie chce żyć razem, ale osobno - tylko jak partnerzy. Chyba, żeby mu zaimponować, musiałabym ciągle pracować i znać wszystkich polityków, ale pewnie i to wiele by nie zmieniło. Nie chce na siłę się zmieniać i oglądać meczy, żeby mu sprawić satysfakcję. Raczej myślałam o kompromisach. Czymś, co oboje nam będzie sprawiać frajdę. Ale jak mówię - on na wszystko nie. Chyba tylko wycieczki all inclusive nam wychodzą... 

Jest mi strasznie smutno, gdy to wszystko czytam. Niemniej... Wycieczki all inclusive, to już jakiś punkt zaczepienia. A tak szczerze? Tak całkiem szczerze? Jak obca osoba, obcej osobie w internecie? Odwołaj ślub, dajcie sobie pół roku czasu. Postaw odważne ultimatum - praca nad związkiem, albo koniec. Nie jestem psychologiem, nie dam Ci żadnej gotowej recepty (ale pewnie nikt takiej nie da). Pójdźcie razem na terapię par. Obserwuj jego podejście. Jeśli nic się nie zmieni - skończ z tym. Widzę, że jesteś śliczną, młodą dziewczyną, która mogłaby mieć każdego księcia, na każdym białym rumaku. Nie przejmuj się, że nie podzielasz jego pasji - wiesz ilu ludzi ma w dupie politykę i historię? Jesteście po prostu z innej bajki. Albo uda Wam się do tej bajki dopisać rozdział, który połączy wątki, albo czas zgubić pantofelek na innym balu, z innym księciem. 
Jesteś na mnie zła, że to napisałam?

Nie, coś Ty. Dziękuję za chęć pomocy. Jesteś naprawdę wspaniała. Gdy to czytałam, poczułam się jakoś inaczej. Jakby faktycznie wszystko dało się zmienić. Będziesz trzymać za mnie kciuki? 

Oczywiście, że będę. Czy mogę kiedyś opublikować naszą dyskusję? Zmienię sporo szczegółów, Twoje imię, poprawię kilka błędów? Odlajkuj Kącik w ogóle, aby nikomu nigdy nawet przez myśl nie przeszło, że mogę pisać o Tobie.

Jasne. Tylko nie pisz, że mam na imię Grażyna, okej?

Okej, Grażynko. No i oczywiście - pisz do mnie kiedy tylko chcesz.



Grażyna już nigdy się do mnie nie odezwała. Po prawie roku, zajrzałam na jej profil na Facebooku. Oprócz tego, że wszystko miała na nim "poukrywane", publicznie widocznie były dwie rzeczy. Jeden - zdjęcie. Na nim Grażyna trzyma za rękę, jak zmieniam narzeczonego, świeżo poślubionego. On w garniturze, ona w bieli, wychodzą z niewielkiego kościoła, gdzieś na wsi. Dwa - cytat.

Nie wiem co jest bardziej przykre - to, że pewnie nic się nie zmieniło, czy ten oderwany od rzeczywistości zlepek zdań:

Nieraz się słyszy, że są małżeństwa, które ślubowały w kościele, a żyją jak pies z kotem, kłócą się, a są związki pozasakramentalne, w których żyje się im wspaniale i wszystko im się układa. Dlaczego? - Skoro diabeł już ich ma na pasku i oni kroczą drogą prosto do piekła, to po co ma im przeszkadzać? Jest zainteresowany tym, by stworzyć im najbardziej komfortowe warunki do grzechu, żeby się nie rozmyślili i nie przestali grzeszyć.



























Czekając na taksówkę


Inny Janusz, pojawił się bez swojej innej Grażyny, w towarzystwie ludzi spożywających alkohol. Sam też od napojów wyskokowych nie stronił, więc, korzystając z tego, że jego Grażynka sceptycznie podchodziła do procentów, postanowił się snadnie nakurwić.

Domówka. Czas mijał w towarzystwie ludzi roześmianych, jedzących maleńkie kanapeczki i paluszki z solą. I choć zdawało się, że z minuty na minutę śmiechy imprezowiczów zdają się wzrastać i przyjmować wyższą skalę w decybelach, Janusz zdawał się z minuty na minuty - smutnieć.

Nie rozbawił go ani kumpel, traktujący o procesorach, ani kumpela, traktująca o kupach i cyckach. Nie rozbawił go przemądrzały znajomy znajomych, który swoją przemądrzałością, potknął się o krzesło, rozdzierając sobie spodnie na pośladkach. Nie rozbawił go w końcu dobry żart, naprawdę dobry żart o marynarzu, księgowym i mintajach

Czwarta w nocy. Z bloku wylało się dwadzieścia osób - żwawym krokiem lub niekoniecznie żwawym, każdy w swoją stronę. Przez chwilę moja strona pokrywa się ze stroną Janusza. Idziemy milcząc, bo Janusz i tak nie powiedział nic od jakichś dwóch godzin. W końcu mówię ja, że muszę zamówić taksówkę, bo nie chce mi się czekać godzinę na autobus czy iść pieszo. Janusz zatrzymuję się. Ja zamawiam taksówkę. Janusz czeka i milczy. Taksówka zamówiona.

- Nie kocham jej - mówi Janusz. Bardzo, bardzo cicho.

- Dlaczego?

- Idę do domu. Cześć.  




FUCKturka


Grażyna miała wszystko czego dusza zapragnie - dobrą posadę w dużej korporacji, świetne auto, najlepsze ubrania, kosmetyki i antrykot z Piotra i Pawła. 

Co tydzień była w innym europejskim kurorcie, raz na dwa tygodnie u kosmetyczki, codziennie nakładała na twarz maseczki. Nie była najmilszą osobą na świecie - ale łatka korposuki dodawała jej kilka centymetrów w szpilkach. 

Grażyna miała wszystko, oprócz jednego.

Janusza, w którym była zakochana. Znaczy się miewała go, tak, jak miewa się zgagę, albo barszcz czerwony na obiad. Nocami, przez kilka krótkich godzin. Raz na kilka miesięcy, w jednym z tych europejskich kurortów. Miewała go przy kserokopiarce, lub gdy po godzinach wystawiała faktury.

Janusz miał syna i żonę, których trzymał w błogiej nieświadomości, w dużym, dwupiętrowym domu na obrzeżach miasta. Po każdej dłuższej nieobecności, przynosił żonie kwiaty lub drogie prezenty. Jego poczucie winy wykupywał na raty. Stawał na ich pięknym tarasie, zapalał czerwone Marlboro i bawił się scyzorykiem. Parszywiec pali parszywe szlugi - myślał. I odpalał kolejnego.

Któregoś dnia Janusz odmówił Grażynie długiego weekendu w Paryżu. Bał się, że żona się domyśli, bo poprzednie dwa również spędził ciężko pracując poza domem, na delegacji w Berlinie

Grażyna poleciała do Paryża i tak. Torebka Chanel, kupiona na miejscu, jej nie uspokoiła. Usiadła więc na ławce przy Sekwanie. Wypiła tam butelkę drogiego wina. Obok rósł kasztanowiec, więc uzbierała kilka kasztanów, potykając się o własne nogi. Zaczęła nimi rzucać do rzeki. 

W Paryżu, kurwa, najlepsze kasztany, są kurwa, na Placu Pigalle! - krzyczała.




Odys


Starają się jak mogą. A, że czasami nie mogą zbyt wiele...
Nie zawsze rozumie Janusza. On nie zawsze rozumie ją. Wiedzą, że może być pięknie, ale że bywa też beznadziejnie. On zawinił. Ona zawiniła. Janusz traci cierpliwość. Grażyna traci cierpliwość. Odzyskują cierpliwość. Nie odzywają się do siebie. Zaczynają znów rozmawiać. Ciągle popełniają błędy. A później je poprawiają. I popełniają je na nowo.
Janusz mówi: jestem przez Ciebie skazany na tułaczkę. 

Janusz, przepraszam. 


O to chodzi jedynie,
By naprzod wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej niż się chciało

.




W tekście został wykorzystany wiersz Leopolda Staffa pt. Odys.



Na tej stronie komentarze są obsługiwane przez wtyczkę Disqus, mogącą nie wyświetlać się poprawnie w wersji mobilnej strony. Jeśli chcesz dodać komentarz anonimowo, po wpisaniu jego treści, wystarczy wpisać swoje imię/nick, zaznaczyć pole "wolę pisać jako gość" i dodać dowolny adres e-mail (może być nieistniejący). Komentarze od niezalogowanych użytkowników, a także zawierające linki - są moderowane.

1 komentarz:

Copyright © 2014 szer za szer , Blogger