Maryja nie zawsze dziewica

źródło: Laserpope

Założyłam na szyję zamszowy krzyżyk, do ręki wzięłam miecz, aż żar rozpalił me serce. Zaczyna się jak utwór Manowara? Mało kto wie, że zanim zostałam zdegenerowaną istotą ludzką, byłam bliska zostania paladynem, level 70. Ewentualnie magiem bitewnym.


Porzućmy jednak konwencję RPG, bo paladyni byli na przykład w Diablo, a my będziemy mówić o Bogo. Jest rok Pański dwa tysiące siódmy. Dawno, dawno temu za górami za lasami, żyje sobie dziewczyna, która mocno wierzy w dobro. Jako dobro uosabia Boga, bo tak ją wychowano. Pochodzi z bardzo wierzącej rodziny z tradycjami, której drzewo genealogiczne sięga szesnastego wieku. Jej przodkowie wychodzili "na dwór", mieli herby, rycerzy, etosy i panny ciężkich obyczajów. Jej babka i prababka nie pozwalały swoim narzeczonym całować się przed ślubem, a im nie pozwalano - dla przykładu - tańczyć ekspresyjnie i mieć własne zdanie.

Któregoś dnia ta dziewczyna zaczęła zadawać trudne pytania. 

Skoro Maryja miała męża, to skąd pewność, że była zawsze dziewicą?
Tak uznajemy.
Jaki jest sens życia? 
Jezus Chrystus Pan nasz Jedyny w Trójcy Jedyny.
Czy Bóg na pewno istnieje?
Tak, bo my w to wierzymy.
Dlaczego seks przedmałżeński jest grzechem?
Bo nie je się deseru przed daniem głównym (?!).
Co jeśli po śmierci nie ma nic? 
Nie jest to możliwe, bo wierzymy, że jest inaczej.
Dlaczego Pius XI opowiadał się za polityką państw osi Rzym-Berlin?
Nie wiem o kim mówisz, Aniu.
Dlaczego grzeszne postępowanie Jana XII, Aleksandra VI, Stefana VI i wielu innych papieży nie zostało oficjalnie potępione przez Kościół instytucjonalny?
Rosół to zdrowy posiłek.
A inkwizycja?
Jedz, bo wystygnie!





Strasznie chciała, żeby odpowiedzi na te pytania nie brzmiały jak wyznania kogoś, kto objawia zaawansowane stadium schizofrenii - jednak na próżno. Rodzina, katecheci, księża, ich poziom argumentacji, nie był w stanie, w jej siedemnastoletnim odczuciu, sprostać wyzwaniu. 
Ona czytała pismo święte jak Kodeks Karny, względnie Cywilny. 

Gdy ktoś jej mówił, że światem rządzą Illuminaci, prosiła o źródło. Gdy ktoś mówił, że jest aresztowana, prosiła o paragraf. Gdy ktoś mówił, że macanie cycka przez chłopaka jest grzechem, prosiła o cytat z Biblii. Poszukiwanie prawdy okazywało się prawie zawsze niemożliwe, więc nasza bohaterka zadecydowała:

Będę studiować teologię. 
Cholera, ale jestem jeszcze na to za młoda.

Wiem! Pojadę na rekolekcję.


Blair Jesus Project


Województwo małopolskie, powiat nowotarski, gmina Spytkowice. Stary autobus zatrzymuje się przy posesji domu parafialnego aka domu rekolekcyjnego. Z autobusu wychodzi młodzież od późnej podstawówki po późne liceum, a także ksiądz, kilka starszych kobiet i mężczyzn, czarownica i stara szafa. Jestem tam i ja. Narnia właśnie się rozpoczęła. Po kilku godzinach, ciepłym słowie i posiłku, okazuje się, że oto Szatan knuje i jest awaria ciepłej wody. Na szybkości następuje decyzja - nowy ośrodek szkoleniowy.

Województwo śląskie, powiat żywiecki, gmina Czernichów. Autobus nie jest w stanie dojechać na miejsce docelowe. Aby zatem się na nie dostać, należało wziąć tobołki i ruszyć pod stromą górę. Dookoła tylko lasy i góry, najbliższy sklep za pięć kilometrów, najbliższa rozsądna osoba - cholera wie gdzie. Szybko okazało się, że nie wiem czy dotarłam na obóz Jezusa czy do Blair Witch Project. Piękne okoliczności przyrody mieszały się z niepokojącym klimatem gęstych kniei.  

Wnoszę rzeczy do swojego pokoju. Okazuję się, że pomieszczenie będę dzielić z kilkoma dziewczynami. Pościel pamiętała nie tylko Gierka, ale myślę, że i Tutenchamona. Nie ważne, wszystko nie ważne, bo jestem bliżej Boga niż kiedykolwiek.

Do zmroku jest całkiem zajebiście.

Znowu dostajemy jedzenie i to nawet zjadliwe, poprzedzone śpiewo-modlitwą. Nie drażni mnie jej niezbyt górnolotny tekst, bo w obliczu głodu, to pikuś. Jestem rada, że przez najbliższe 10 dni będę mogła partycypować w dojrzałej teologicznej przygodzie, która pogłębi moją wiarę i odpowie na nurtujące pytania. Po kolacji i krótkim nabożeństwie, udaje się po kosmetyczkę i przybory okołopiżamowe, by następnie udać się do łazienki. 


Matka Joanna od horrorów


Rekolekcyjna formacja, w której partycypowałam, to formacja-dziecko Archidiecezji Krakowskiej. Swoją strukturą przypominała paramilitarną jednostkę. Uczestnicy dzielili się na uczestników kilku stopni "wtajemniczenia" (nieco upraszczając - każdy kolejny wyjazd, to kolejny stopień). Oprócz uczestników byli tam także animatorzy, czyli młodsi opiekunowie, omc animatorzy ("o mało co" opiekunowe, czyli opiekunkowe wannabies) oraz moderatorzy czyli oberstgruppenfuhrerzy.

Tym ostatnim była Joanna. Kilka lat starsza ode mnie dziewczyna z dwoma kucykami. Nie wiem jak to się stało, że Joanna nie została zakonnicą, a dalej siostrą przełożoną jakiegoś zakonu klauzurowego, z którego później dochodzą nas wieści ex-zakonnic o potwornym traktowaniu. No więc Joanna postanowiła pełnić tego typu posługę tylko bez sakramentu od biskupa. Mam teorię, że za bardzo lubiła oczojebne ogrodniczki i tym samym niezbyt dobrze czułaby się w czarnym, ponurym habicie, by podjąć taką decyzję.


Joanna zatrzymuje mnie na korytarzu, gdy dzierżę szczoteczkę do zębów wraz z resztą i pyta:
- A ty gdzie?!
Jak to gdzie, zapewne idę czytać Mein Kampf w lesie.
- No... Umyć się idę?
- Kąpiemy się rano.
- Ja mam zwyczaj kąpać się wieczorem - mówię i wymijam ją dalej idąc w stronę łazienki.

Joanna za pomocą pola siłowego wytworzonego dzięki specjalnym darom Ducha Świętego blokuje mnie tak, że nie mogę ruszyć dalej.

- Powiedziałam, że tutaj myjemy się rano!!!!
- Jest środek lata, jest upał, jesteśmy po podroży, ja mam okres, idę się umyć - oświadczam i idę dalej.

Za mną wytworzyła się grupka dziewczyn, które podobnie jak ja chciały zmierzać do damskiej łazienki -  w ciszy obserwowały całą sytuację.

- Słuchaj - mówi Joanna - Musisz się słuchać moderatora, takie są tu zasady. Skoro ja mówię, że umyjecie się rano, to umyjecie się rano. Jest już późno, rano trzeba wcześnie wstać. Nic ci się dziewczyno nie stanie jak się jeden wieczór nie umyjesz.
- Zapłacisz mi za leki na grzybicę stóp?
- Jesteś bezczelną smarkulą!
- ...lub innych części ciała?
- MAREEEEEEEEEEK! - z początku nie wiem czy Joanna właśnie wezwała niższej klasy demona czy księdza, ale kapłan wychodzący w pośpiechu z sąsiedniego pokoju rozwiewa moje wątpliwości.

Ksiądz Marek nie był zbyt charyzmatyczną postacią. Wyglądał i zachowywał się tak, jakby przez całe życie ktoś na niego krzyczał. Tak jak na przykład Joanna. Wysłuchał jej uwag, pokiwał głową po czym przemówił:
- No więc ustaliliśmy, że ten... Eee... Że umyjecie się rano.

Dwie godziny później, nieumyta, leżę w łóżku. W pokoju jest tak ciemno, że nie widać dłoni wyciągniętej przed siebie. No tak, najbliższe latarnie są gdzieś w okolicach Góry Żar/ Za oknem słychać świerszcze. Stopy jednej z moich współlokatorek od dłuższej chwili zostawiają specjalny ślad w moim układzie sensorycznym. Zastanawiam się czy z moimi stopami jest tak samo źle. Wstaję, idę do łazienki, a co tam. Biorę upragniony prysznic.

Wychodząc z łazienki słyszę stłumione śmiechy i pobrzękujące szkło. Skradam się w stronę tych dźwięków. Po chwili zauważam, że drzwi jednego z pokojów są uchylone. W środku jest zapalone światło. Joanna, ksiądz Marek i kilka osób, których jeszcze nie poznałam chleją wódę. 

Boże, daj mi siłę, proszę, daj mi siłę. 





Niepokalane poczęcie


Nowy dzień, nowe możliwości. Niezrażona rewelacjami dnia poprzedniego, o jakich nie śniło się klerykom, idę razem ze wszystkimi na śniadanie. Znowu śpiew. Dzisiaj jednak poziom artystyczny utworu przekracza wszelkie możliwe oczekiwania. 

Panie Jezu nasze słonko pobłogosław to jedzonko.
Panie Jezu nasze słonko dziękujemy za jedzonko. 
Panie Jezu nasz kwiatuszku pobłogosław to co w brzuszku.

- Kto śpiewa, modli się podwójnie - szepcze mi do ucha jakiś gość, zauważając, że nie śpiewam, tylko robię facepalm.
Ludzie, tu najmłodsi uczestnicy mają trzynaście lat, nie trzy. Gdzie ja jestem. Gdzie jest Bóg. Co ja tu robię. Pasztet, zjem pasztet. Zjem pasztet, żeby zapomnieć. 

Po śniadaniu i pierwszej z 765 mszy czy innych nabożeństw tego dnia, mamy chwilę wolnego, żeby się ogarnąć. Oto zapowiedziano nam wycieczkę w góry. Przygotowana, czekam siedząc na schodach pomiędzy piętrami ośrodka. Dosiada się do mnie kolega - animator. Zwierzam się ze swojego rozczarowania, z sytuacji poprzedniego dnia. Mówię jak to sobie wyobrażałam, czego bym oczekiwała. Pytam jak on to widzi. Nasze wizje są momentami bardziej lub mniej spójne. 

Wtem pojawia się Joanna. Joanna zatrzymuje się, przygląda nam, po czym przyspiesza kroku i gdzieś znika. Minutę później Joanna wraca razem z księdzem Markiem i popycha go w naszą stronę. Ksiądz Marek mówi coś, czego najmniej mogłabym się spodziewać:
- Nie raz już takie sytuacji na rekolekcjach kończyły się ciążą. Idźcie poczekać w swoich pokojach.

Wybucham śmiechem, jednak ani Joanna, ani Xiądz, ani mój rozmówca nie śmieją się. Totalnie mnie zatkało, ale poszłam do pokoju. Pytam koleżanki od niesamowitych stóp czy uważa, że dzieci mogą się brać od rozmowy. Popatrzyła tylko na mnie dziwnie po czym wróciła do jedzenia ciastek.



Raj to gaj 


Czymże byłoby łono natury, gdyby nie dane nam było w nim partycypować? Wspinamy się więc i chodzimy po lasach, po Beskidzie Małym. Od czasu do czasu śpiewamy piosenki akurat wtedy, gdy podchodzimy pod jakieś strome wejście - kto ma zadyszkę zapewne modli się potrójnie. Robimy polową mszę, a następnie udajemy się do Górę Żar, by zobaczyć wodną elektrownię i zjechać na oponie (?) po stromym wzgórzu.

W trakcie tego ubawu po pachy uświadamiam sobie, że mijają tu moje cenne godziny, a ja nie dość, że nie pogłębiam wiary, to jeszcze coraz częściej myślę, że muszę się napić, bo inaczej tu nie wytrzymam. Po jakimś czasie uświadamiam sobie także, że gdzieś zniknęli ksiądz Marek, Joanna i wcześniej wspomniany animator. Podejrzewam, że poszli go biczować czy coś w ten deseń.

Chwilę potem wraca "mój" animator. Mówi do mnie szybko po cicho "chodź" i chowamy się tak, żeby nikt nas nie widział. Z początku nie wiem czy chce sprawić, by słowa księdza Marka ze schodów stały się prorocze, ale idę, bo mam wrażenie, że coś ciekawego w końcu zaczyna się dziać.

- Słuchaj bo... Bo oni mi zabronili z tobą rozmawiać. Powiedzieli, że animatorzy nie mogą się za bardzo spoufalać z uczestnikami. W sumie to dostałem mega ochrzan. Zapytałem ich jak mam w jakikolwiek sposób głosić ewangelię, jedną z rzeczy, dla której tu jestem, skoro nie mogę rozmawiać z uczestnikami? Tego nie byli w stanie mi wyjaśnić. Ale muszę trochę przystopować jeśli dalej chce jeździć na te wyjazdy.

Joanna jednak cały czas czuwała. Zaobserwowała, że animator odciągnął mnie na bok i zaczaiła się na mnie jak przez chwilę zostałam bez towarzystwa.

- Piliście tam w krzakach?! Coś ci się w twarzy zmieniło!
- Moja droga, to tylko grymas rozczarowania.
- Nikt cię tu na siłę nie trzyma.
- No i pierwszy raz powiedziałaś coś mądrego na tym wyjeździe.

Joanna chyba zrozumiała, że na słowne potyczki ze mną nie wygra, więc do końca dnia unikała mnie w każdy możliwy sposób.
Dałam sobie jeszcze tylko jeden dzień na decyzję. Na moje być albo nie być.


Eli lama Sabachthani?


Jak dobrze wstać, skoro świt. Schodzę na śniadanie.

Pobłogosław Panie ten posiłek,
który nam daje życiodajną siłę!
Chrum, mniam, mniam, mniam, mniam!
Chrum, mniam, mniam, mniam, mniam!
Pobłogosław Panie z wysokiego nieba,
hej co by na tym stole nie zabrakło chleba!
Chrum (...)!
Nie zabrakło chleba, nie zabrakło bryndzy,
hej byśmy nie pomarli z obozowej nyndzy!
(chrumanie intensifies)


- Chrumkaj! - rozkazuje im jakiś psychol.
- Nie! - czuję, że nadchodzi kolejny intelektualny dialog na tym wyjeździe.

Na szczęście po uczynieniu znaku krzyża zatyka sobie buzię chlebem z dżemem. Przechodzę do konsumpcji również i w ciszy obserwuję moich towarzyszy. Dzieciaki z pobliskich wsi, dla których ten wyjazd to prawdopodobnie jedyna szansa na wakacje. Nieśmiałych nastolatków odrzuconych przez swoje grupy rówieśnicze, którymi bardzo łatwo się manipuluje. Złą do cna Joannę. Zagubionego księdza Marka. Spoglądam na kucharkę - świecką siostrę zakonną, która roznosi herbaty. Napotyka na mój wzrok i puszcza mi oczko. Odwzajemniam uśmiech.



W południe ma odbyć się niedzielna msza. Na chwilę przed nią wracamy do swoich pokojów. Rozmawiamy sobie na luzie, zastanawiamy się nad wieczornym ogniskiem, które ma się odbyć. Wtem drzwi otwiera Joanna.

- No, pokażcie się jak wyglądacie... - przygląda nam się lekarskim wzrokiem, dokładnie lustrując nas od stóp do głów. Po chwili kręci głową i oświadcza:
- No nie, tak nie może być. Wyczyśćcie buty przed mszą i każda ubiera spódnice. Raz, raz!
Dziwi mnie (po raz kolejny) milcząca akceptacja tego typu rozkazów, bo nagle wszystkie dziewczyny zaczynają grzebać w swoich walizkach w poszukiwaniu części garderoby w rozumieniu Joanny odpowiedniej dla kobiety, aby mogła partycypować w tajemnicy przemienienia.
Wszystkie, oczywiście oprócz mnie.
- Asiu, nie mam spódnicy, nie noszę spódnic w ogóle.
- Jak to nie masz spódnicy?! To jak niby pokazujesz się na niedzielnej ewangelii?
- Idąc do kościoła idę się przede wszystkim pomodlić. Spódnica w żaden sposób nie wpływa na moje oddanie Bogu lub jego brak.
Joanna zmienia kolory na twarzy. Zdaje sobie sprawę, że właśnie ośmieszyłam ją przed grupą kilku innych osób. Z niekrytą satysfakcją obserwuje jej dalszą reakcję.
- Nie wejdziesz. Na mszę. Bez spódnicy!!! - wrzeszczy tak, że pewnie byłą ją słychać w Żywcu.
- Świetnie. To ja poczekam na zewnątrz. Miłej mszy dziewczęta! - mówię i idę usiąść tam, gdzie zapowiedziałam, że usiądę.

Wychodząc śpiewam moją własną wariację na temat piosenki śniadaniowej:

Pobłogosław panie to panini,
aby polskie dziewczęta nie chodziły w mini!

Joanna oddalając się w przeciwnym kierunku złorzeczy, zastanawiając się co zrobić. A ja siadam na ławce, zamykam oczy, liczę do dziesięciu. Podejmuje decyzję.

- Ciocia? Cześć, zabierz mnie stąd.
Ciocia miała wcześniej nakreślony plan awaryjny, o który ją poprosiłam. A ponieważ mieszkała niedaleko tego miejsca, mogła mnie zabrać i przenocować w razie potrzeby.
- Będę po pracy wieczorem, ok? Zrobię nam później w domu jakąś dobrą kolację.
- Super, tylko nie karz mi przed nią śpiewać.
- Co?
- Nic, opowiem ci potem.

Rozłączając się widzę, że ktoś za mną stoi. To koleżanka z mojego pokoju. Trzyma w ręku spódnicę. Mówi, że mogę ubrać, że pożyczyć mogę. Że czarna, więc chyba mi się spodoba. Że prosi mnie, żebym to zrobiła. Pytam czy to Joanna albo ktoś inny wysłał ją z taką prośbą.
Spuszcza głowę, nie odpowiada.

Poklepuję koleżankę po plecach, przebieram się w pokoju i idziemy razem na mszę.

W spódnicy czuję się źle i nieswojo. Czuję się jakbym zdradziła wszystkie swoje ideały. Jakbym strywializowała moją wiarę i sprowadziła ją do pieprzonej części garderoby. Czuję, jak wszystkie złe stereotypy na temat środowisk kościelnych sprawdzają się. Czuję rozczarowanie i zażenowanie.

Na mszy był taki moment, że można było poprosić o mikrofon i przeprosić Boga indywidualnie za co się chciało. Mikrofon wędruje z rąk do rąk, bardzo dużo osób chce za coś przeprosić. Mikrofon bierze między innymi Joanna:

- Panie Boże, przepraszam, że często jestem nieposłuszna - mówi w skandalicznie kokieteryjny sposób,  po czym oddaje mikrofon księdzu, który chce kontynuować mszę dalej.
- Jeszcze ja - proszę księdza, a ksiądz daje mi głos.
- Panie Boże, przepraszam, że cię nie odnalazłam w miejscu, w którym powinno cię być najwięcej.

Joanna robi szczenopad, ksiądz w pośpiechu zabiera mi urządzenie, bang.
It's a final countdown.

* * *

Ognisko zaczyna się rozpalać. Wyjmuję telefon z kieszeni i czytam smsa. Jego treść mnie bardzo satysfakcjonuje.
- Nie używamy telefonów poza czasem wolnym, powinniście być bardziej TU (ksiądz Marek w ramach "tu" rusza głową w każdą stronę) niż TAM (ksiądz Marek wyraźnie wskazuje głową na mój telefon).
- Spokojnie, proszę księdza, za godzinkę mnie już tu nie będzie.


17 komentarzy:

  1. o ludu wszelaki :D jak można zabronić się myć???? ja bym umarła bez mycia się na wieczór . to do sanepidu powinno się zgłosić. a rozmowy z kumplem stanowią zagrożenie ciążą? a to dobre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jak można" to kluczowe stwierdzenie w kontekście tego całego towarzystwa :D wiesz, podobno znak krzyża cudownie oczyszcza wszelkie zarazki, czymże jest więc prysznic, skoro można anulować bród jednym prostym gestem? :D

      Usuń
    2. aż mnie ciarki po plecach przeszły;p ja jestem wierząca ale nie spotkałam się do tej pory z tak religijną skrajnością jak Ty opisujesz ;o ;o

      Usuń
    3. Ja też byłam bardzo wierząca, ale widzisz co się stało ;p Żyjemy w Polsce, tutaj nie trudno o religijną skrajność ;) Chociaż nie brakuje też mądrych, naprawdę fajnych księży czy osób świeckich związanych z wiarą.

      Usuń
    4. to prawda. a jak się czyta jeszcze ot tych wszystkich pedofilach czy zboczeńcach za murami skrytymi to się człek zastanawia wtf...

      Usuń
    5. Może kiedyś zrobię jeszcze wpis na temat, który właśnie poruszyłaś, bo znam kilka takich historii z pierwszej ręki, wprost od znajomych duchownych ;)

      Usuń
  2. Powiedz proszę, że to się nie wydarzyło naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. "Prawda was wyzwoli" czy jakoś tak ;) To się wydarzyło, są nazwiska, zdjęcia, ale przede wszystkim - brak jakiejkolwiek świętości czy "umiłowania bliźniego swego" ;)

      Usuń
    3. Omfg.
      Uwielbiam to w jaki sposób piszesz, ale ta historia jest przegięta :D

      Usuń
  3. Słodki diable, (uf) przeczytałam od dechy do dechy i dobrze, bo humor mi się poprawił. Wpis, niczym niepokalana Joanna, chyba przez swoje pole siłowe nie pozwolił oderwać wzroku. To, że bazuje na faktach autentycznych, mnie akurat nie dziwi, bo brzmi bardzo w stylu wyznawców Kościoła. Kurcze, że też taki fajny animator dał się omotać ;/ Ja bym sobie takie poświęcenie w C zamieściła. Zdaje się, że trzymasz drugi koniec mojego chrześcijańskiego neuronu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że poprawiłam Ci humor, chociaż to chyba takie poprawienie humoru w stylu "pleasure & pain" ;)
      Animator fajny i chociaż minęło niemal 10 lat od tamtych wydarzeń, po tym wpisie odezwał się i idziemy na pokojowe piwo ;)

      P.s. Twojego taga dodam "za dwa wpisy". Będę szczera - mam z nim delikatny problem... Czekam na naprawdę dobry powiew weny ;)

      Usuń
    2. Zero pośpiechu, niech leżakuje jak ma być fest. A z tym animatorem to jestem w szoku ^^

      Usuń
  4. Welp, what a story. :v
    W sumie ciekawie. Sam byłem dwa razy na rekolekcjach (tzw 'maturalnych', 3+ dni jakoś pomiedzy 26 a 31 grudnia). Dwa, bo pierwszego razu spodobalo mi się tak bardzo, że aż wróciłem. No, ale po pierwsze - byłem z dobrym kolegą, po drugie - byliśmy w tym ślicznym krakowskim seminarium, a po trzecie - było naprawde super. I pyszne zarcie. I pozwalali palić na 'balkonodachu'.
    I co wiecej - to 'dzialało' na poziomie 'poglebiania wiary' itp. Co prawda pare lat później stwierdziłem, że w sumie to boga nie ma, ale to juz inny temat xD

    Niemniej przygody trochę współczuję, a trochę zazdroszczę - masz co opowiadać. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej mieć dobre przygody do opowiadania, mimo tego, że te złe są być może bardziej medialne :P
      Rekolekcje w Krakowie jeśli jest się z Krakowa ze spaniem w Krakowie? :D Czy to tylko takie "dzienne"?
      Dobre towarzystwo może rekompensować pewne niedogodności. Niestety nie zawsze. Ale jeśli ta Twoja impreza "pogłębiała wiarę" to chyba najważniejsze, bo niby taki jest cel tych wyjazdów ;) Jeśli to było to główne Seminarium, to łączy ich ten sam "pracodawca" co moją szopkę - Archidiecezja Krakowska. Ciekawe, w którym to roku było?

      Usuń
    2. Ze spaniem. Byliśmy zamknięci w seminarium na 3 dni. ;d Ale z samego Krakowa było mało ludzi, większość z okolic Tarnowa bodajże.

      Oesu, w roku matury i rok później, kiedy to było... [30 minut gapienia się w kalendarz]... 2010 i plus minus jeden rok. :v

      Z tym że my mieliśmy 'szychy'. Był z nami głównoprowadzący seminarium, byliśmy odwiedzić Staszka Dziwisza (hehuehu), a nasze małe grupki 'zajęciowe' prowadzili klerycy lat 4-5. Pełna profeska, zero świeckości.

      Usuń

Copyright © 2014 szer za szer , Blogger