Wszystko o moich erotycznych zdjęciach na Facebooku



Gdy Agnieszka poprosiła o rady w sprawie plastyki pochwy, oznaczając w statusie (o publicznej widoczności) koleżankę po takowym zabiegu - rozpętało się piekło, którego nie powstydziłby się sam Dante.



Agnieszka jest lekko po czterdziestce. Wiem, bo ustawiła publiczną widoczność swojej daty urodzenia na Facebooku. Nie mam jej w znajomych, nie znam jej. Nie mam w znajomych także osoby, która dostała od chirurgów nową wedżajnę. Ale w znajomych mam swoją koleżankę, która z kolei wzięła udział w sporze o pochwę, dzięki czemu ową dyskusję zobaczyłam również ja. Co dokładnie zrobiła Agnieszka? Ano oznaczyła swoją koleżankę, która z różnych powodów poddała się wyższej wspominanemu zabiegowi. Zaczęło się delikatnie:



Aby później przejść do trzeciej wojny światowej na komentarze. Ściślej - na ponad 70 komentarzy, gdzie bluzgami rzucali znajomi Agnieszki, znajomi dziewczyny od plastyki pochwy i postronni znajomi-znajomych. Znajoma Agnieszki została wyśmiana. Agnieszka została wyśmiana. Padło kilka uwag na temat fanaberii, nieprawdziwych matek Polek, za słonych zup i nieświadomych mężów. Agnieszce nie przyszło do głowy, że fakt podzielenia się z nią intymnym faktem o zabiegu, nie był jednocześnie przyzwoleniem na opublikowanie tej informacji na widoczności publicznej z oznaczeniem samej zainteresowanej, dzięki czemu zobaczyli to:

  • jej mama
  • jej dzieci
  • jej współpracownicy
  • jej SZEF
  • sąsiadka, która jej nienawidzi
  • jej pies
  • wszyscy znajomi z podstawówki
  • przypadkowe osoby pełniące warte w internecie - takie jak ja



* * *


Facebook, to nieoceniona platforma do wyrażania niezbyt popularnych opinii. Przed Państwem działacz Pro-Life jednej z trójmiejskich społeczności. Imienia i nazwiska celowo nie zasłaniam - i tak ta wypowiedź była już wszędzie w internetach (w tym miejscu dyskusja nie jest prowadzona ze mną, tylko z jakąś inną Anią).





* * *


Nie chce być niemiła, czy nie chce pochopnie oceniać ludzi, ale jeśli Aldona nie ukrywa przed światem jakiejś druzgocącej tajemnicy (na przykład, że w nocy zmienia się w dominę BDSM), to raczej na pewno, w mojej ocenie, prowadzi niezmiernie monotonne życie. Pedantyczne podejście do czystości zabiera jej znaczną część dnia, a to, co pozostaje, wymienia na zapachy w kuchni. To tyle w ramach pasji i zainteresowań. W zasadzie nie ma w tym nic złego, naprawdę. Każdy musi mieć swój sposób na życie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Aldona co kilkanaście minut, maksymalnie godzin, melduje co robi, aby nadać swojemu życiu wirtualnego dynamizmu. Wychodzi do warzywniaka? Oznacza warzywniak na mapie i pisze "marcheweczki, marcheweczki!". Siedzi w kuchni i zmywa naczynia? Oznacza swoje mieszkanie (sic!) i dodaje coś w stylu "no nie, jeszcze patelnia!". Wyjeżdża raz w roku do siostry na święta do Warszawy? Bądźcie pewni, że zamelduje się w każdej knajpce, każdym Placu Zamkowym, każdych Łazienkach. Wszędzie. 

* * *


Moja koleżanka wyszła za mąż siedem lata temu. Dwa lata temu urodziło jej się dziecko. Znajomi (w tym ja, mea culpa) namawiali ją na konto na Facebooku, mimo, że nigdy nie przepadała za social mediami. W końcu dała się namówić - stwierdziła, że od kiedy przeprowadziła się do Panamy, być może pozwoli on łatwiej utrzymywać jej kontakt ze znajomymi i rodziną w Polsce. Nie była zbyt aktywną użytkowniczką Facebooku. Logowała się raz na jakiś czas, czasem pogada na Messangerze, czasami coś polajkowała, ale przez kilku lat nie dodała żadnego "merytorycznego" posta, oprócz akcji Szlachetnej Paczki czy czegoś takiego. Ostatnio na jej tablicy napisał jakiś kolega z tekstem w klimacie:

Asiu, piękna Asiu, cho na kawę, jedną dwie, góra osiem!

Aśka odpisała, że jeśli jej mąż nie będzie miał nic przeciwko i jeśli będzie miała z kim zostawić małą, a przede wszystkim, jeśli będzie w kraju, to mogą napić się kawy. Gość odpisał coś w stylu:

 hehe, dobre żarty :) :) :)

Asia niestrudzenie zaczęła tłumaczyć, że dawno się nie widzieli, a od tego czasu sporo się zmieniło w jej życiu.

To czemu masz cały czas panieńskie nazwisko? No i fotek ze ślubu nie ma? Dobra Asia, śmieszka z Ciebie, babcie wkręcaj, po prostu napisz, że nie masz ochoty, nara.

Z Asią często piszemy maile. Asia już nie ma konta na Facebooku.



* * *


Znajoma, z którą nie miałam zbyt żywego kontaktu, od dłuższego czasu, ciągle mnie o coś wypytywała w wiadomościach prywatnych. O związki, o zdrowie, o dzieci, o kosmetyki, o cokolwiek. Padały. Naprawdę. Szczegółowe. Pytania.  Nie jestem telenowelą, więc odpowiadałam jej zdawkowo. Później odpowiadałam delikatnie, ale stanowczo, że nie chce odpowiadać na osobiste pytania. A później przestałam odpisywać wcale, gdy przyjęła ton "passive agressive".






* * *


Tomek miał urodziny. Tomek był hm... Zmęczony i poszedł spać. Przyjaciele Tomka narysowali mu męskie przyrodzenie na czole. Przyjaciele Tomka ustawili się koło niego na łóżku, zrobili głupie miny, następnie zdjęcie, by w końcu wrzucić zdjęcie na Facebooka. Oczywiście oznaczając go na fotografii.


* * *


Eliza Michalik, rozpoznawalna dziennikarka Superstacji, dostała telefon od jakiegoś uprzejmego pana, który groził jej, że ją odwiedzi z kolegami. Pani Eliza wrzuciła na Facebooka posta, informując o tym zdarzeniu swoich followersów. Ktoś poprosił o numer tego gościa. Pani Eliza go podała. Ktoś wpisał ten numer w wyszukiwarkę Facebooka.
Jegomość wpadł we własne sidła. Miał na swoim profilu wszystkie informacje, które można było przekazać policji. 


* * *


Jest kilka powodów, dla których odinstalowałam Messangerze w telefonie. Jednym z nich jest na pewno taki, że mój stary rzęch nie ogarnia wyższej technologii. Jaki jest drugi powód?



* * *


Gdy po jakimś czasie ujawniłam się na profilu chłopaka, gdzieś tam zostawiając komentarz czy lajka, do znajomych zaprosiły mnie dwie jego koleżanki z pracy i jego była.

Nie, żadnej z nich nie znam. Zaproszeń nie zaakceptowałam. Ale w myśl zasady, że być może cierpię na pomroczność jasną zapytałam, każdą z nich, czy się znamy.

Żadna mi nie odpisała.


* * *


Czasami na światło dzienne wychodzą konflikty, które światła dziennego być może nie powinny ujrzeć.




* * *


Czasami wejdziesz do baru, ze znajomymi. I spotkasz stare towarzystwo. Grupę ludzi, którzy towarzyszyli ci przez kilka lat. Szczególnie jedna osoba z tego towarzystwa. Wasze drogi rozeszły się w niezbyt miłych okolicznościach. Ale jesteście dorośli i być może trochę wstawieni, więc chowacie stare urazy i animozje - finalnie oba towarzystwa przysuną krzesła do jednego stolika.
Ogólnie wieczór obfituje w owocne dyskusje i zapewnienia o kolejnym rychłym spotkaniu. Ale pewna osoba zachowuje się trochę dziwnie. Jest to niewiasta jednego towarzystwa. Prawi ci komplementy przez cały wieczór, zdecydowanie trochę przesadnie i sztucznie.

Gdyby Facebook nie istniał, ta noc skończyłaby się w miłym tonie. W domu, nad ranem, czeka na mnie wiadomość od wcześnie wspomnianej, dziwnie zachowującej się osoby. 







* * *



A łańcuszki? Znacie łańcuszki?









* * *


Co się stanie, gdy przestaniesz publikować na Facebooku? Usuniesz wszystkie zdjęcia? Skasujesz konto? Zostawisz wszystko dla siebie? Przestaniesz otrzymywać obleśne wiadomości prywatne od obcych facetów? Nie będziesz mieć okazji do tego, aby zamanifestować swoje nieskończone szczęście i sukcesy?

No jak, przecież musisz być w kontakcie. Musisz.




1 komentarz:

Copyright © 2014 szer za szer , Blogger